Flying Lotus zmienił moje życie.
“J Dilla changed my life”, to hasło z popularnych koszulek,
które zostały zrobione z myślą o tym, aby oddać hołd nieżyjącemu artyście. To
hasło, które dla niektórych z nas jest stu procentową prawdą. To hasło, które
wżyna się gdzieś w zakątki podświadomości. To hasło, dzięki któremu zaczynasz
myśleć o swoim życiu przez pryzmat muzyki. To jednak hasło, które ja osobiście
chciałbym odnieść do kogoś innego. Nie chcę tutaj w żaden sposób odbierać
chwały, na którą James Yancey na
pewno zasłużył. Sam uważam go za geniusza i mistrza, a przede wszystkim kogoś
kto przeprowadził rewolucje w hip-hopie, kogoś kto otworzył kolejną furtkę i
pokazał jaką drogą podążać. Od śmierci Jaya w tym roku minął szósty rok. Także szósty
rok minął od momentu kiedy światło dzienne ujrzał oficjalny debiut Flying Lotusa „1983”.
Jeśli miałbym wskazać kogoś, kto w swojej twórczości obrał ścieżkę wskazaną przez Dille, to właśnie Steven Ellison. O ile jego debiutancki krążek nie odznaczył się szczególnie w historii światowej muzyki, to wydane 2 lata później „Los Angeles” to istna rewolucja. Wielu uważa, że tym albumem Lotus ustawił nową, bardzo wysoko postawioną poprzeczkę dla każdego producenta chcącego zajmować się produkcją nowobeatowa. Co więcej, Ellison za wszelką cenę chciał rozwoju. Rozwoju różnie rozumianej nowej muzyki. Doprowadziło to do powstania wytwórni Brainfeeder – wytwórni w pełni nowoczesnej i jak najbardziej niezależnej. Dzięki temu mamy okazje usłyszeć jak radzą sobie takie zdolne bestie jak Lapalux, Samiyam, Tylor McFerrin, Tokimonsta czy Gaslamp Killer. Każdy z nich reprezentuje swój inny indywidualny styl, a mimo to wszyscy pasują do stajni FlyLo. Sam sprawca całego zamieszania także nie próżnuje. Niedawno ukazało się jego czwarte LP – Until the Quiet Comes.
Powyższy filmik to krótka zajawka całego albumu, w której możemy usłyszeć trzy
kawałki (w tym rewelacyjne See
Thru To U z gościnnym udziałem Eryki Badu), które w połączeniu z obrazem
wyreżyserowanym przez Kahlila Josepha dają piorunujący efekt! Zarówno film jak i cała płyta daje
słuchaczowi niesamowitą możliwość podróżowania od brudnych zakątków Los
Angeles, aż po krainy jeszcze nieznane i nieodkryte, ograniczone jedynie naszą
wyobraźnią. Pomimo, że album w dużej mierze utrzymany jest w konwencji hip-hopu, to bardzo często płynnie przechodzi od jazzu po neo-soul, mijając po
drodze setkę innych gatunków. Jak dla mnie, styl nie do podrobienia. Warto jeszcze wspomnieć, że tym razem producent zaprosił na swoją płytę, sporą jak na siebie liczbę gości. Oprócz wspomnianej wyżej Eryki Badu, swój akcent zaznaczyli utalentowana Niki Randa, brainfeederowiec Thundercat, czy znana z krążka Los Angeles Laura Darlington.
Until the quiet comes to dla mnie kolejny dowód na to jak wielki
jest Flying Lotus. Można tutaj debatować i rozważać, że nie jest to jego
najlepsza płyta, że może jest trochę niespójna, czy nawet przekombinowana.
Nieważne. Ellison podąża właściwą ścieżką. Ścieżką, którą powinien pójść hip-hop, jazz i cała muzyka. Ścieżką rozwoju. Ścieżką, która prowadzi w przyszłość. „Flying Lotus changed my
life!”
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz